• alles.jpg
  • artgo.jpg
  • autoserwis.jpg
  • biga.jpg
  • centrum_napraw.jpg
  • domek_sielpia.jpg
  • familia.jpg
  • good_car.jpg
  • juszczak.jpg
  • komat.jpg
  • kubaty.jpg
  • lisak.jpg
  • moto_serwis.jpg
  • niezasmiecaj.jpg
  • parkiet_krak.jpg
  • rasterek.jpg
  • serczyk.jpg
  • sfotografuje.jpg
  • wwm.jpg

Reklama

  • alteks.jpg
  • brzoskwinia.jpg
  • geoconsulting.jpg
  • kruk.jpg
  • mirex.jpg
  • pokoje_goscinne.jpg
  • pp.jpg
  • pralnia.jpg
  • płazy.jpg
  • szkolka.jpg
  • weterynarz.jpg

Kiedy byłam małą dziewczynka, chyba było to łatwiejsze. Był pochód na 1 maja, potem Dzień Zwycięstwa (9 maja), potem 22 lipca i chyba tyle. Oczywiście był też 1 września, ale wtedy było rozpoczęcie roku szkolnego, więc fakt świętowania jakoś umykał mojej uwadze. Choć nie, pamiętam, że 1 września zawsze w pewnym momencie stawało się na baczność, czciło poległych chwilą ciszy, a za oknami wyły syreny. I tyle. Teraz wszystko się zmieniło. Cykl Wielkich Narodowych Świąt zaczynamy trójpakiem, zwanym w mowie potocznej długim weekendem. Najpierw 1 maja, święto dziwne, bo w zasadzie nikt już go nie świętuje, a mimo to wszyscy mają wolne. Z racji aury na ogół jest to inauguracja długoweekendowego grillowania. Następnie 2 maja – Święto Flagi, czyli cudowny chwyt PRowy. To taki dość dziwny dzień, gdy przejeżdżając przez nasz piękny kraj mamy szansę zobaczyć setki, jeżeli nie tysiące flag Polski z napisem „Tyskie”. Jak wiadomo, „Tyskie” nie jest symbolem naszego państwa. Ani godłem nie jest. Ale kiedyś zdarzyła nam się przygoda pod tytułem organizacja Euro 2012, w których sromotnie odpadliśmy w pierwszym meczu, ale miało być lepiej. I pod to „lepiej” producent piwa Tyskiego do sześciopaków złocistego napoju, który tak ukochali Polacy, dołączał w gratisie coś, co teoretycznie było flagą Polski, bo kolory zachowane, a w rzeczywistości konkretnych rozmiarów banerem reklamowym piwa. Białoczerwona flaga, napis „Tyskie” i wizerunek piłki nożnej. Wiele osób te paskudy posiada do dziś i w stosownej sytuacji wywiesza w oknie, na balkonie, czy gdzie im dusza dyktuje. Na przykład na Święto Flagi. Paskudy wiszą oczywiście również dzień później w Święto Konstytucji 3 maja, jednego z ciekawszych tworów w historii Polski. Konstytucja była nowatorska. Była nawet krokiem rewolucyjnym w skali Europy i świata. Została co prawda uchwalona, ale jej zapisy nigdy nie zostały zrealizowane. Pracowały nad nią najtęższe umysły tamtych czasów, efektem ich pracy była ustawa bardzo dobra. Zbyt dobra, by mogła być wcielona w życie. Dziwny (i piękny) król, który koronę dostał (w wyniku zamachu stanu) na otarcie łez od swojej kochanki po rozstaniu i śmierci ich wspólnej córeczki, który przeszedł do historii jako gospodarz obiadów czwartkowych, jako ten, który ogłosił Konstytucję (jej ogłoszenie również było zamachem stanu) i jako ten, który przystąpił do Targowicy i podpisał rozbiory kraju, nie miał szans na wprowadzenie jej w życie. Caryca (która została carycą

-a jakże! - w wyniku zamachu stanu) takiej zgody dać nie mogła, a Rzeczpospolita tylko pozornie była wtedy państwem suwerennym. W rzeczywistości w Polsce od lat nie mogło wydarzyć się nic, na co nie wyraziła zgody Rosja. Ustawiane elekcje pod osłoną wojsk carskich, wybieranie i koronowanie tych, którzy mieli być wybrani i koronowani, przepych i pozory. Przyozdabianie atłasem i klejnotami agonii ojczyzny. I jakiś dziwaczny zryw króla Stasia. Błazenada. Konstytucja 3 maja, jak napisało dwóch jej współtwórców Ignacy Potocki i Hugo Kołłątaj, była „ostatnią wolą i testamentem gasnącej Ojczyzny”. Testamentem, dodam, który nie został zrealizowany. Czy król naprawdę wierzył w protektorat Rosji? Czy może uważał, że bez pomocy rosyjskiej Rzeczpospolita zginie? A może – co najbardziej prawdopodobne – uważał, że bez pomocy rosyjskiej zginie on sam? Nie było żadną tajemnicą, że był na utrzymaniu carycy Katarzyny, zaś wizja konieczności spłaty swoich długów (bagatela, 30 milionów złotych) w przypadku konflitku z Katarzyną spędzała mu sen z powiek. Pieniądze, władza, stracone złudzenia i zaprzepaszczone nadzieje. To właśnie świętujemy 3 maja. Psiakość, czy nie moglibyśmy świętować czegoś radosnego? Jakiegoś sukcesu dla odmiany? Tylko klęski, katastrofy i niepowodzenia. Polacy to dziwny naród. Najwspanialszy, ale będący największym wrogiem siebie samych. Niestety. A swoją drogą maj to naprawdę ładny miesiąc.

Gabriela Kucharska

bieg_z_gwizdkiem.jpg