„Ojcze mój, twa łódź Synku! Trwogi zbądź
wprost na most płynie To znak zbawienia:
Maszt uderzy!...wróć... Płyńmy! Bądź co bądź
Lub wszystko zginie. patrz jak się zmienia...
Patrz! Jaki tam krzyż, Oto - wszerz i wzwyż
krzyż niebezpieczny. Wszystko - toż samo.
Maszt się wznosi wzwyż Gdzież się podział Krzyż?
Most mu poprzeczny. Stal się nam brama.
/C.K. Norwid/
W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Bóg naszej wiary objawił się jako Ten, który Jest; pozwolił się poznać jako <bogaty w łaskę i wierność>. Sam Jego Byt jest Prawdą i Milością”/&231/. W tego i takiego Boga-Ojca wierzymy, ujmując Jego przymioty i określając Jego pozycje przez analogie do przymiotów i pozycji ojca ziemskiego. Stosunkowo łatwo jest mówić o przymiotach Boga-Ojca do kogoś kto o swoim ojcu ma pozytywne zdanie. Trudniej jest podejmować ten temat wobec kogoś, kto wobec swojego ojca nosi w sercu uczucie pogardy.
Ojciec ma swoje miejsce i swoja role w rodzinnej wspólnocie. To miejsce jest naczelnym w wielu wypadkach pierwszym. Ta rola dotyczy zabezpieczenia bytu materialnego oraz poczucia bezpieczeństwa w aspekcie fizycznym. Tak powinno być i jeśli tak jest to jest dobrze. W tym momencie możesz buntować się, mając rożne od moich, doświadczenie relacji do ojca: „proszę księdza, jak ja mam szanować mojego ojca, przecież w tym co robi przypomina zwierze.” Słysząc taka wypowiedz, ktoś inny odważył się powiedzieć: „zaczęliśmy normalnie żyć dopiero wówczas, gdy umarł ojciec”. Rozmawiając stosunkowo często z matkami samotnie wychowującymi swoje dzieci słyszę tak wielka skargę na brak odpowiedzialności byłych mężów, ojców ich dzieci. Będąc blisko dzieci niepełnosprawnych tez zadawałem sobie pytanie o odpowiedzialność i dojrzałość mężów i ojców, widząc jak wielu z nich dowiedziawszy się ze dziecko jest chore, odchodzi!!!
W dobie powszechnego kryzysu ojcostwa wynikającego z braku odpowiedzialności, pytamy - co robić?
Co robić, by wyobrażenie o Bogu-Ojcu budowane w oparciu o osobę ojca było realne? Na myśl w tym momencie przychodzą słowa obecnego papieża: „Niech się odrodzi w Bogu, ludzkie ojcostwo...” Tak niech się odrodzi świadomość o tym, i świadomość tego ze jestem ludzkim ojcem. Ta możliwość przekazania życia warto by była odbierana w kategorii daru, z którego mogę korzystać tylko wówczas, gdy jestem człowiekiem odpowiedzialnym. Realizm owej odpowiedzialności związany jest z owym miejscem i rola ojca w rodzinie oraz relacjami jakie się we wspólnocie rodzinnej tworzą Tragizm żon i dzieci polega w wielu wypadkach na tym ze nie czują się bezpieczni we własnym domu, wśród swoich, czują się wręcz zagrożeni obecnością męża i ojca.
Jak wielki w tych wypadkach rysuje się kontrast w relacji do postawa Boga-Ojca wyobrażona przez ojca z przypowieści o „Synu marnotrawnym”. „ A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko, wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyje i ucałował go...”/Lk 15,20/. Jak rożne od tego, są te w naszych domach spotkania. Widziałem moich uczniów pobitych przez ojców - pytałem: „czy nie mogłeś uciec?”. Ktoś odpowiedział: „Gdzie? I tak trzeba byłoby wrócić, bo w domu pozostawała ciężko chora matka.” To, co wówczas czułem i co zawsze czuje w takich sytuacjach to -bezsilność-, tak trudna do zaakceptowania do pogodzenia się z nią, tak bardzo realna. Co robić? Myślę ze nie ma uniwersalnych recept czy rozwiązań Jedno jest pewne, nie można trącić wiary w Opatrzność i wiary w człowieka. Trzeba mieć nadzieje. Łatwo powiedzieć. Fakt, ale co innego pozostaje? Jeśli są owa wiara i nadzieja to jawi się również chęć i możliwość działania a raczej pomocy.
Przychodzi mi na myśl inna ewangeliczna scena: „Był wśród faryzeuszów pewien człowiek imieniem Nikodem, dostojnik żydowski. Ten przyszedł do Jezusa nocą i powiedział Mu: Rabbi...”? /J 3,1-4/ To jest przedmiotem nadziei, o której wspomniałem. Owa chwila wewnętrznej przemiany, wewnętrznego i zewnętrznego dialogu. To jest początek nowej drogi. Ileż tego typu chwil przeżywają te dzieci, których ojcowie w pewnym momencie, na skutek rożnych następujących po sobie okoliczności powiedzieli: Rabbi... spraw bym już nie pil... Każdy z tym, którzy tworzą grupy AA, może o takich chwilach powiedzieć i niech mówi. To jest moment przejrzenie i odkrycia konieczności owej odpowiedzialności za siebie i za innych z którymi łącza nie tylko więzy krwi ale odradzające się uczucie.
Tego odradzającego się uczucia potrzeba tam, gdzie wygasło ono na tyle iż nie zatrzymało przy sobie i dla siebie, dla siebie i dla dzieci dwojga ludzi. Ale to wydaje się być jeszcze bardziej dramatyczne i trudne. Ojciec, który odchodzi! Ojciec, który próbuje być dobrym w oczach dziecka odwiedzając je regularnie . Nie wiem czy ma wówczas świadomość, czego w tych odwiedzinach jest więcej dobra czy zła? Czy rana jaka powstaje w momencie rozstania jest warta tych odwiedzin, tych spotkań? Jak takiemu dziecku mówić
o miłości ojcowskiej? Jeśli tato kocha, to czemu odchodzi? Jeśli Bóg jest Ojcem - czy też odejdzie?
Wypada wskazać na te ewangeliczna „noc” i jej właśnie życzyć wielu, gdyż ona jest tak bardzo symboliczna. Tak w wymiarze czysto ludzkim jak również w wymiarze odniesienia ojca do Boga.
Trudno jest mężczyźnie przyznać się i okazać swą religijność w prostych znakach szczególnie w obecności dziecka. Przeżywając Uroczystość Świętej Rodziny, na Mszy św.,/dziecięcej/, którą mam przyjemność regularnie odprawiać, poprosiłem by dzieci zamiast stać przed ołtarzem stały przy swoich rodzicach, aby zobaczyły rodziców, szczególnie ojca uczestniczącego w liturgii. Ojciec, który się modli, który ujmuje w swą dłoń, maleńka rączkę dziecka i prowadzi je do kościoła, ojciec, który o Bogu rozmawia nie może być złym, nie może być zaprzeczeniem przymiotów i obrazu Boga-Ojca.
I jeszcze jeden obraz. Mały Książe w dialogu z chłopcem mówi: „Chce napić się tej wody...
Podniosłem wiadro do jego warg. Pił, mając oczy zamknięte. To było tak piękne jak święto...Ta woda zrodzona była z marszu pod gwiazdami, ze śpiewu bloku, z wysiłku mych ramion. Sprawiła radość sercu - jak podarunek...Ludzie...hodują piec tysięcy róż w jednym ogrodzie i nie znajdują w nich tego, czego szukają...A tymczasem to, czego szukają, może być ukryte w jednej róży lub odrobinie wody...Lecz oczy są ślepe. Szukać należy w sercu”.
Sercem więc patrz, czcigodny ojcze. Sercem w stronę swego dziecka, a ono sercem na ciebie i na Boga popatrzy i już tak zawsze patrzeć będzie. Sercem ojcze patrz!!!
ksiądz Krzysztof Burdak, proboszcz parafii p.w. św. Franciszka z Asyżu