• alles.jpg
  • artgo.jpg
  • autoserwis.jpg
  • biga.jpg
  • centrum_napraw.jpg
  • domek_sielpia.jpg
  • familia.jpg
  • good_car.jpg
  • juszczak.jpg
  • komat.jpg
  • kubaty.jpg
  • lisak.jpg
  • moto_serwis.jpg
  • niezasmiecaj.jpg
  • parkiet_krak.jpg
  • rasterek.jpg
  • serczyk.jpg
  • sfotografuje.jpg
  • wwm.jpg

Reklama

  • alteks.jpg
  • brzoskwinia.jpg
  • geoconsulting.jpg
  • kruk.jpg
  • mirex.jpg
  • pokoje_goscinne.jpg
  • pp.jpg
  • pralnia.jpg
  • płazy.jpg
  • szkolka.jpg
  • weterynarz.jpg

Mikołaj w miękkiej, czerwonej, welurowej czapce zawija po niebie kolejne szusy saniami. Słyszę dzwoneczki, czuję śnieg pod stopami. Płatki sypią się z nieba jak prezenty z worka. Wszystko błyszczy, niebo jest pełne gwiazd. Czuję zapach leśnej choinki i piernika. Otwieram oczy i widzę, jak nasze 400 reniferów zbiega właśnie na kolację. Stoję po kolana w błocie, ale wspomnienie śniegu oplata dla mnie cały folwark.

W Mikołaja nigdy wierzyć nie przestałam. Co prawda mój Mikołaj, z mojej dorosłości, nie ma ani brody, ani wielkiego pompona i ogromnego kochanego brzucha, ani nawet nie woła „hoł, hoł, hoł” ale jest niezwykły! W zasadzie to są ich setki, a nawet tysiące. Bo tak naprawdę istnieje to, w co wierzymy, a ja - od kiedy odrosłam od ziemi - spotykam świętego Mikołaja na każdym rogu, 365 dni w roku. Tylko musiałam się nauczyć go widzieć, a zajęło mi to z 30 lat ;) Przez naszą Fundację przewinęły się całe tabuny Mikołajów. Pierwszy pojawił się, kiedy 10 lat temu siedziałam w stajni i rozmyślałam, gdzie podziać się dalej ze stadem koni, które w emocjach nabyłam. A on po prostu przyszedł, posiedział ze mną trochę, aż w końcu wyjął z worka najlepszy na tamten czas prezent - powiedział „mam stajnię, chcesz?”. Był szczupły, lekko siwawy, na głowie miał baseball’ówkę a nie czerwoną czapę, a zamiast worka trzymał zawsze w rękach papierosa. Tak, to oczywiście niemodne, i kto w ogóle widział Mikołaja wdychającego tytoń! A jednak, ten wdychał jak smok. Do samego końca. I do samego końca, czyli przez 8 lat, nie brał od nas czynszu za stajnię ani swoją pracę, nawet jeśli nigdy nie ubrał się na czerwono. Potem spotkałam Mikołaja w gazecie, powiedział, że opublikuje za darmo apel na niewidomego Emila. A to nawet zima nie była, a gdzie tu święta! Kolejny Mikołaj wyjechał tirem z materacami dla psów. Poprosił tylko o kawę. Inny przywiózł paszę dla emerytów i zaraz zniknął, zanim zdążyliśmy podziękować. A Mikołajowe, to wcale nie pomocnice Mikołaja, tylko prawdziwe Mikołajowe same w sobie! Wysyłają nam wsparcie dla koni, szyją ubranka dla psiaków na zimę, a dla chłopaków ze stajni ślą paczkami regularne wsparcie energetyczne w postaci ciastek z domowym dżemem wszelakiego rodzaju.

Bo to właśnie Ty jesteś najwspanialszym ze wszystkich, świętych Mikołajów (nawet jeśli sam uważasz, ze do świętości to "ho ho" i jeszcze kawał Ci brakuje). To dzięki Tobie żyją tu te wszystkie renifery. A zapewne robisz jeszcze sto innych rzeczy, które przynoszą komuś radość. Aczkolwiek często umiemy być Mikołajami dla innych, ale tak czasem trudno być dla siebie, a ile świat byłby wtedy prostszy..

Pomagaj innym ile możesz, ale nie smuć się, jeśli akurat nie możesz pomóc zwierzakowi - zapewne zrobią to inni. Nie miej poczucia winy, jeśli wyjeżdżasz na wakacje, albo kupujesz sobie nowe, piękne buty (lub torebkę czy zestaw śrubokrętów). Jeśli tylko będziesz wtedy szczęśliwy - rób to! Kilka dni temu rozmawiałam ze znajomym, który zajmuje się szkoleniami z zakresu rozwoju firm i kadry. Opowiedziałam mu trochę o fundacji, a on uśmiechnął się i poprosił, abym napisała na kartce, kto jest dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Bez namysłu, tracąc czujność, napisałam, że mój dwuletni Maciuś (co zapewne każda mama zrozumie, bo jakby inaczej można napisać!). Z dumą oddałam kartkę, a znajomy tylko skwitował mnie uśmiechem, zmarszczył czoło i po chwili namysłu powiedział: „jeśli chcesz, aby Maciuś był szczęśliwy, to na tej kartce powinno widnieć Twoje własne imię.”

Wiecznie biegamy za szczęściem innych. Uszczęśliwiamy ich, bo tak nas nauczono. Być zawsze dla innych, siebie stawiać na końcu, jakież to cudownie pro społeczne! I tak, raz za razem, zostawiamy swoje potrzeby na ostatni dzień, albo najpóźniejszą godzinę. Inni robią dokładnie to samo, więc finał jest taki, że stosy ludzi ratują codziennie świat, zamiast zacząć od siebie.

Życzę Wam w te święta więc, abyście cenili i kochali siebie samych, bo jesteście niezwykli, czy nas wspieracie, czy nie. Abyście mieli odwagę i determinację, by spełniać Wasze własne marzenia. Bo tak naprawdę dopiero kiedy sami będziecie szczęśliwi, będziecie mogli w pełni dać komuś szczęście. Zresztą, być może gdyby wszyscy zadbali o własne samopoczucie i obdarzyli siebie empatią i zrozumieniem, nie byłoby kogo uszczęśliwiać. Zwierząt porzuconych, niechanych i niekochanych też by nie było. Wyobraź sobie świat pełen szczęśliwych ludzi, trochę egoistów, ale spełnionych. Nie ma komu pomagać! Dlatego kiedy dostajecie nasze listy, miejcie poczucie, że Wasze potrzeby wcale nie są mniej ważne, albo na drugim miejscu. Nie musicie sobie niczego odmawiać, jeśli miałoby to sprawić, że odstawicie siebie na drugi plan. Dawajcie tyle, ile czujecie, tak aby granice Waszej dobroci nie zostały naruszone. Nasze konie i psy są wdzięczne za każdy, najmniejszy gest. A jeśli wybierzecie egzotyczną podróż zamiast wspierać kolejnego zwierzaka, to my będziemy trzymać kciuki za pogodę - bo najbardziej pragniemy mieć wkoło siebie szczęśliwych ludzi i wzajemnie się inspirować.

Dziękujemy, że jesteście! Wesołych Świąt!

Taki tekst otrzymaliśmy jako redakcja z podziękowaniem za naszą akcję „Kundel bury” i przekazywane przez Czytelników Gońca Zabierzowskiego darowizny na rzecz Fundacji Centaurus. Dziękujemy i my Wam drodzy Czytelnicy. Oby i w tym roku Wasza hojność była równie wielka.

Przypominamy: Fundacja Centaurus, ul. Borelowskiego 53/2, 51-678 Wrocław, konto: PKO BP 15 1020 5226 0000 6002 0220 0350, www.psy.centaurus.org.pl, e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Redakcja

ena.jpg