• alles.jpg
  • artgo.jpg
  • autoserwis.jpg
  • biga.jpg
  • centrum_napraw.jpg
  • domek_sielpia.jpg
  • familia.jpg
  • good_car.jpg
  • juszczak.jpg
  • komat.jpg
  • kubaty.jpg
  • lisak.jpg
  • moto_serwis.jpg
  • niezasmiecaj.jpg
  • parkiet_krak.jpg
  • rasterek.jpg
  • serczyk.jpg
  • sfotografuje.jpg
  • wwm.jpg

Reklama

  • alteks.jpg
  • brzoskwinia.jpg
  • geoconsulting.jpg
  • kruk.jpg
  • mirex.jpg
  • pokoje_goscinne.jpg
  • pp.jpg
  • pralnia.jpg
  • płazy.jpg
  • szkolka.jpg
  • weterynarz.jpg

Andrzej Bukowczan: Długo musiałem Cię namawiać, byś zgodził się na ten wywiad.

Witold Ślusarski: Bo jest on dla mnie niezręczny z kilku powodów. Po pierwsze udzielam go jako naczelny redaktor gazety gminnej, gazecie prywatnej. Po drugie – co mam do powiedzenia, powinienem podzielić się tym w gazecie, którą kieruję, po trzecie – wiem o co chcesz pytać. I – niestety – to jest argument, przed którym nie mogę się chować, jeśli mam być wiarygodny. No, cóż – naczelny redaktor każdej gazety jest jak saper.


A.B.: W ostatnich tygodniach stałeś się bohaterem. Jesteś na ustach wielu, jeśli nie wszystkich czytelników…

W.Ś.: … i jak to bywa w takich sytuacjach, jedni tworzą moje fan cluby, inni zawiązują koalicję, żeby mnie wyrzucić, zniszczyć człowieka i gazetę, nad którą pracowałem siedem lat i – mam nadzieję – przekonałem wielu czytelników, że „trzeba z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe, a nie w uwiędłych laurów liść z uporem stroić głowę”. Często pytają mnie znajomi i nieznajomi czytelnicy jak znoszę te oskarżenia jakimi częstują mnie niektórzy niezadowoleni z tego co piszę. W ogóle nie znoszę. Robię swoje, robię to, o czym jestem przekonany i czego oczekują ode mnie mieszkańcy, dla których gmina jest pięknym domem, w którym dobrze się mieszka. Malkontenci mają swoje racje, z którymi niekoniecznie muszę się zgadzać. Jan Brzechwa pisał kiedyś o takich:

We wszystkim tak dokładni, że wnet się połapiesz
Mają zawsze rację, przy nich – czasem – papież.

A.B.: Narażasz się publikując artykuły czy listy, które…

W.Ś.: … nie są kompatybilne z wyobrażeniami autorów o naszym małym świecie, ich roli w tym świecie. Ale tak to już jest. Nie wszystko złoto co się świeci. Tak na marginesie; publikując korespondencję jaką otrzymuję do redakcji, a uważam, że jest to moim wręcz obowiązkiem, czynię tak z przekonania, że jeśli ktoś naprawdę tak wiele zrobił, warto to upowszechnić, żeby wiedzieli wszyscy, a nie tylko grupa zaprzyjaźnionych z autorem. Osobiście jestem dumny, że mieszkam w gminie, która nie jest anonimowa, że obserwuję na co dzień jak się zmienia, że chce w niej mieszkać coraz więcej ludzi. To są rzeczywiste, a nie wirtualne sukcesy. Czy wszyscy za nimi stoją? Nie! Niektórzy chcą się podpiąć pod sukces tych, którzy naprawdę ciągną ten wózek do przodu. Z tych na nie – też należy wydzielić grupę, która jest opozycją, niekoniecznie konstruktywną, aczkolwiek jawną i grupę, która chce przyczepić się do okrętu i wołać płyniemy. I co najbardziej przykre, często to właśnie oni deklarują lojalność, podrzynając gałąź, na której sami siedzą.

A.B.: Nazwiska proszę.

W.Ś.: Jeszcze trochę za wcześnie. Kiedy dołączę do rywalizacji gazet prywatnych, a noszę się z takim zamiarem, wtedy wezmę na siebie całą odpowiedzialność. Teraz nie chcę narażać innych, żeby nie wyrzucili ich razem ze mną.

A.B.: Nie przesadzasz z tym wyrzucaniem?

W.Ś.: Oj, bardzo by tego niektórzy chcieli, ale ja wypełnię kontrakt do końca. Mnie nie trzeba wyrzucać, ja odejdę sam. Kariera administracyjna czy jakakolwiek władza nigdy mnie nie pasjonowała. Zawód, jaki uprawiam – owszem. Boleję tylko nad tym, że coraz częściej kojarzony bywa w tej demokracji z niewolnictwem i rozkazami. I co najważniejsze: wraca cenzura. Tworzą się nieformalne gminne Urzędy Kontroli Publikacji i Widowisk. Często jednoosobowe, które całym sercem podpisują się pod nową demokracją pod warunkiem, że tylko oni mają rację. I to jest prawdziwy dramat. Nie mówcie mi jak mam pisać i co mam pisać. Macie inne zdanie – łamy gazety czekają na was. Z mojej strony cenzury nie będzie.

A.B.: Może jednak dla świętego spokoju…

W.Ś.: W tej gminie nie ma świętego spokoju. Jest natomiast dużo zazdrości, Są tacy, którzy sami chcą błyszczeć. Ja nie ukrywam i nigdy nie ukrywałem, że kibicuję gminie; gdziekolwiek jestem w Polsce, a jeżdżę znacznie więcej niż ktokolwiek, nazwa gminy wymawiana jest z zazdrością przez ludzi, którzy nie znają jej osobiście, nigdy tu nie byli, ale wiedzą jak wiele zostało tu zrobione. Stara to prawda – sukcesów się nie daruje, zwłaszcza wśród tych, którzy z tych sukcesów czerpią garściami dla siebie.

A.B.: Co chcesz osiągnąć? Na czym ci zależy?

W.Ś.: Na prawdzie i szacunku dla ludzi, którzy na to zasługują.

A.B.: Za chwilę święta. Czas życzeń…

W.Ś.: Życzę radości w pokorze. Nie posypujemy sobie głowy popiołem, by ją potem wymyć i zacząć od nowa swoje gierki, które gminie nie pomagają, a jedynie szkodzą jej wizerunkowi. To jest także moja gmina i nadal chcę być z niej dumny.

A.B.: Dziękuję za rozmowę i życzę Ci długich lat „naczelnego redaktorowania” w „Znad Rudawy”, a także dużo zdrowia i wytrwałości w działaniach na rzecz naszej gminy. A z okazji zbliżających się Świąt Wielkiej Nocy, abyś Ty i wszyscy mieszkańcy naszej gminy spędzili je w zdrowiu i rodzinnie.

 

 

 

grass.jpg